poniedziałek, 13 lutego 2012

O „rozkoszy” podziwiania spektaklu „O rozkoszy”


Miałam przyjemność obejrzeć 12 lutego br. sztukę w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, pt. „O rozkoszy” w reżyserii Macieja Wojtyszko.

Historia dzieje się za czasów rządów (można powiedzieć świetności) carycy Rosji – imperatorowej Katarzyny II, a dokładniej zderzenia dwóch światów – francuskiego oświecenia reprezentowanego przez Denisa Diderot (w tej roli Tomasz Międzik) i dzikiej Rosji ze wspomnianą imperatorową (graną przez Joannę Mastalerz).

Zderzenie to pozornie ciekawe – wydaje się. Caryca pragnie zmieniać się, uczyć, iść z duchem postępu oświecenia. Chętnie słucha słów światłego encyklopedysty – Diderot. W praktyce przynosi to jednak tylko rozczarowanie. Dziki kraj i potężna imperatorowa nie zmieniają się wszakże tak łatwo.

Wizerunek carycy jest nieco odmienny od tego, który wyniosłam z nauki historii. Caryca – owszem ma temperament, ale przy tym jest delikatna, zalotna, momentami, wydawać by się mogło, uległa. W czasie dwóch aktów poznajemy też nieco z jej przeszłości – smutnej właściwie. Katarzyna II to przecież kobieta, odtrącona przez szalonego męża, osamotniona po porodach, borykająca się z nieufnością poprzedniej carycy Elżbiety II. Ta kobieta właśnie musi radzić sobie na carskim dworze i wydaje się, że opanowuje tę sztukę do perfekcji. Sztukę bycia carycą. Gra tę rolę z dużą umiejętnością i wprawą, i jak okazuje się – potrafi oszukać, wydawałoby się znającego się na ludziach Denisa Diderot.

Nie jestem pewna, jaką naukę miałam z owego spektaklu wyciągnąć. Czy przekonać się do carycy,vże wcale nie była taka zła (o zgrozo – to mam zapomnieć dwa rozbiory Polski, w tym ten ostatni całkowity)? Czy może znaleźć odpowiedź, na pytanie: co jest najwyższym ludzkim dobrem (czy tytułowa rozkosz)? Ani jedno, ani drugie nie wydało mi się właściwym sensem. O co tak naprawdę w tym spektaklu chodzi. No i właśnie – nie wiem. Diderot jest za mało oświecony, Katarzyna II za mało dzika, a całość taka miałka i rozmyta.

Co do wczuwania się w trudne jakby nie było role – nie przypadła mi do gustu kreacja carycy przez Joannę Mastalerz. Niestety, cały czas miałam wrażenie recytacji wyuczonej roli. Mało w tym było naturalności, raczej sztuczność. I nawet nie dlatego, że przecież caryca musiała być wyniosła, po prostu sztuczność gry aktorskiej wybiła się wg mnie na I plan.

Pochwalę natomiast Potiomkina (w tej roli Grzegorz Łukawski) – myślę, że najlepsza kreacja w „O rozkoszy”.

Cóż – co do reszty, wydaje się przemyślana. Scenografia uboga z intrygującą ścianą szklaną, która odbijała zniekształcone postacie. No owszem. Ciekawe.

Podsumowując – sztuka nie powaliła mnie na kolana, nie zachwyciła, zmusiła natomiast do refleksji. Nad carycą – jaką była kobietą, gdy rozebrała się z tych dziwacznych sukni, zdejmowała biżuterię, zrzucała ciasny gorset etykiety. Jaką byłą naprawdę?

Polecam, ale tylko teatralnym maniakom.
Platea Perduta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...