Dziś mam zdjęcie, może nie górnych lotów, może całkiem
kiczowate, ale jakże w Krakowie prawdziwe. Pocztówka z Krakowa. Zdjęcie nie
najlepszej jakości, bo wykonane telefonem komórkowym (jak sama nazwa wskazuje
telefon służy do robienia zdjęć), z którym nota bene się żegnam (Samsung out, nadchodzi era Sony
Erricsson’a). Kościół Mariacki z perspektywy Brackiej (gdzie deszcz wcale nie
padał).
Dziś było słonecznie, i cieplutko. Wyciągnęłam już nawet mój
biały, wiosenny płaszczyk. Cudownie, niech no tylko Planty się zazielenią.
Wczoraj po zajęciach Jogi – padłam. No, nie nazwę tego
inaczej. Padłam z cudownego bólu i zmęczenia. Dlatego zdjęcie dnia mi umknęło.
Pracuję nad nowym opowiadaniem. Problem polega na tym, że
jest w absolutnie molowych tonach, a słońce nie nastraja mnie smutno. Po
czterech stronach – nieco utknęłam.
Nie mogłam się powstrzymać,
by nie pogibać się dziś do kawałka „Cuffs” (Zeigeist).
Zorientowałam się, że mam cały drugi sezon „The Walking Dead”
do oglądnięcia.
Pozdrawiam cieplutko,
Platea Perduta