Dzień Kobiet – dziwny twór. Sama nie wiem, co mam w tym dniu
świętować. Fakt, że jestem kobietą, czyli mam coś innego niż mężczyźni między
nogami, cyklicznie zmienia się mój profil hormonalny, a co 28 dni cierpię
niewysłowione męki? Co mam świętować? Fakt, że często czuję się słabsza? A może
to, że to co naturalne odzywa się we mnie ze zdwojoną siłą, ale w imię rozwoju
społeczeństwa muszę w to sobie tłamsić i podążać za karierą, wyciskać z siebie
więcej niż faceci, bo są trudnymi konkurentami?
Co oznacza, że mężczyzna daje mi kwiatek? Czego mi
gratuluje? Wyglądu? Piersi? Oddaje mi hołd? Ale, co ja mam ze swojej
kobiecości? Co mi z niej zostaje, skoro nie mam tego czego naprawdę pragnę? Co
zostaje mi z urody, skoro w imię tego, że jestem kobietą muszę paprać się w
oparach chloru w czasie sprzątania? Co z delikatności, skoro, żeby przetrwać
muszę być silniejsza niż faceci dookoła?
Co oznaczają te życzenia? I, czy po za nimi, coś dla mnie –
drodzy mężczyźni – robicie?
Platea Perduta