W ramach mojej cotygodniowej pielęgnacji, zafundowałam sobie
maseczkę z ZIAI – z glinką różową do skóry wrażliwej.
Maseczka, owszem, koi skórę i matuje. Troszeczkę zmniejsza
podrażnienia. Jest bardzo łagodna. Ma neutralny zapach i nie dużo kosztuje. Pojedyncza
saszetka do zużycia na raz. Bardzo w porządku i ok.
Ma ciekawy skład – glinka różowa, olej Canola, glicerydy
kokosowe, prowitamina B5. Te glicerydy kokosowe (nota bene certyfikowane) mnie
najbardziej zaciekawiły.
Odnoszę wrażenie, że informacja na opakowaniu jest mylna
(poniżej zdjęcie). Pozwolę sobie zacytować:
„ECO-certyfikowane glicerydy kokosowe – źródło NNKT bogatych
w kwasy omega3 i omega6 niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania skóry.”
Rozłożę to na czynniki pierwsze:
- ECO-certyfikowane – tzn. tenże składnik został oznaczony
certfikatem ECO, czyli odpowiada pewnym ekologicznym normom i kryteriom. No, dobrze – wszystkie „eko” osoby powinny
zostać zachęcone.
- Glicerydy kokosowe – to nic innego jak tłuszcze kokosowe –
czyli rozumiem olej kokosowy.
- źródło NNKT – czyli źródło nienasyconych kwasów
tłuszczowych – i tu przeżywam lekki szok, bo olej kokosowy to źródło głównie
nasyconych kwasów tłuszczowych.
- źródło NNKT bogatych w kwasy – oj językoznawcy mieliby
swoją wodę na młyn – wyszło nam „masełko maślane” – źródło kwasów tłuszczowych
bogatych w kwasy tłuszczowe…
- omega-3 i omega-6 – i konia z rzędem temu, kto mi wskaże
to „bogate źródło” tych kwasów. Olej kokosowy to bogate źródło, i owszem, ale
kwasów nasyconych, a w tym kwasu laurowego. No dobrze, zawiera odrobinę kwasu
linolowego i linolenowego (owych omega3 i omega 6), ale ich ilość nie
przekracza 1 %. Jak to przyrównać do ok. 50 % kwasu laurynowego?
Hmm – czuję się ciut oszukana tym opisem na opakowaniu. No,
chyba, że coś źle zinterpretowałam.
Źle?
Platea Perduta