środa, 5 stycznia 2011

Oby niebo nie zwaliło się nam na głowy

Miałam ostatnio średnią przyjemność spędzić ponad 1,5 h na oglądaniu filmu "Skyline" - najnowszego dzieła braci Strause (2010 r.). Film mnie nie zachwycił, raczej zdegustował. Nie jestem specjalną fanką filmów science-fiction. Niemniej, od czasu do czasu z chęcią rzucę okiem na futurystyczne wizje. Po obejrzeniu tej miałam ogromny żal do siebie za stracenie na nią czasu. Dlaczego?

Zacznijmy od historii - jest banalna. Ot miasto Los Angeles przeżywa inwazję przybyszów z kosmosu. Obserwujemy to oczami kilkorga bogatych, młodych ludzi. Jak nie trudno przewidzieć wiele osób ginie, kosmici są niepokonani. Ha! Właśnie - należy zadać pytanie: po co ów najazd. Pomysł i w tym wypadku jest wg mnie żałosny - obcy potrzebują mózgów i rdzeni kręgowych ludzi. Do czego? Wydaje się, że jest to element niezbędny do ich funkcjonowania (inna rzecz w jaki sposób mogli bez ludzkich mózgów najechać ziemię, ale tu szczególnej odpowiedzi nie uzyskamy). Prezentacja obcych - prawdopodobnie odgapiona z robotów prezentowanych w "Matriksie". Po niebie fruwa sobie skrzyżowanie robotów z obcymi wyposażonych w macki i głowo-tułowia; przypominające ośmiornice Nic nowego, a przez to nieciekawe. Śmiech wzbudzają ogromne obce biegające po mieście niczym King Kong. Ich głowy przypominają wielkie młoty, a z rąk wystrzelają ogromne macki. Porażające.

Bohaterowie - płascy i przewidywalni do granic bólu. Krótka retrospekcja, która ma na celu zaprezentowanie owej grupki ludzi, nic do filmu nie wnosi. Równie dobrze możnaby całą tę sekwencję wyciąć i nie tracić mojego czasu.  Główna para aktorów (Eric Balfour, Scottie Thompson) - wzięta z amerykańskich seriali. Oskarowych ról nie widzę.

Efekty specjalne? No cóż, jako po prostu zwykły widz stwierdzam, że dobre. No, ale nie łudźmy się j- uż dawno nie spotykałam się ze złymi efektami specjalnymi, więc dla mnie to żaden wskaźnik.
Muzyka - patetyczna, gdzieś w tle. No cóż - nie jest to arcydzieło, nawet dzieło. Po prostu - dźwięki w tle. 
Koniec - to prawdziwa komedia. Niemniej, proszę nie odnieść wrażenia, że zachęcam do oglądnięcia całego filmu dla tej końcówki. Nie. To był zwyczajny śmiech przez łzy.

Podsumowując - jest to kiepski film, który całą swą moc prezentuje w pierwszej półgodzinie, w następnej zaciekawia odrobinkę, by w ostatniej nie wnosić nic, co trzyma przed ekranem.
Odradzam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...